Działalność w Centrum Festiwalowym to okropna sprawa. Z początku zupełnie nieoczekiwanie zastaje cię konieczność wysprzątania od lat nieużywanej przestrzeni, do której, z racji codziennej jazdy na mopie, masz dostęp przed resztą rozentuzjazmowanej gawiedzi. Zaprzyjaźniasz się więc z tym miejscem, zwiedzasz strychy i piwnice, zbierasz opakowania po papierosach, jakich w inMedio nie uświadczysz i poznajesz ludzi, którzy w budynku obok otworzą restaurację. Nic jednak nie wynika z tego poznania, skoro pod wpływem bliżej nie wyjaśnionych sił w kilka dni cała przestrzeń zmienia się diametralnie – znikają tajemne wejścia na strych i do piwnicy, na zewnątrz pojawiają się leżaki i stojaki na rowery, do Centrum Festiwalowego wprowadzają się meble, a restauracja okazuje się sklepem z dizajnerską odzieżą. Podłoga lśni niczym waza Habsburgów, a z okien, których obecność wcześniej niczego nie wnosiła, napływają snopy światła. Pozostaje ci jedynie ułożenie sterty książek i albumów, które następnie musisz pooglądać. I tak do końca Festiwalu – siedzisz na dyżurze z nieograniczonym dostępem do albumów…
Gdyby tego było mało, do Centrum przychodzą ludzie – często pasjonaci fotografii. Pytają o książki i wystawy, a Ty musisz wiedzieć co, gdzie i kiedy, że Fringe to nie Photomonth, że katalog w dwóch wersjach językowych i z różnymi okładkami za 59 zł, a John Lemon za 6. W końcu orientujesz się we wszystkim i stajesz się wybawicielem w oczach tych, których ochroniłeś przed poniedziałkową wizytą w Bunkrze Sztuki.
Do tego poznajesz wszystkich wolontariuszy, gości i dziennikarzy, o artystach nie wspominając, którzy napływają ochoczo, by odebrać identyfikatory i zobaczyć jak się prezentuje serce przedsięwzięcia. Najgorzej jednak, gdy któryś z nich postanowi zorganizować w Centrum spotkanie autorskie albo co gorsza performance. Nie dość, że przyjdzie Ci z nim rozmawiać i współpracować, to jeszcze poznasz jego twórczość i może się zdarzyć, że przez przypadek zaszpanujesz tą wiedzą przed znajomymi.
Ze wszystkich stron otaczają Cię papiery, podpisy ulotki i raporty dobowe. Ciągle ktoś coś komuś zostawia i ktoś coś od kogoś odbiera. Nieustannie wydajesz informatory, programy i plakaty. Co chwilę ktoś wchodzi, więc nawet nie masz czasu na codzienną zalecaną przez specjalistów dawkę nudy. Chyba, że akurat zrywa się burza. Wtedy zostajesz uwięziony w środku z innymi zbłąkanymi wędrowcami, którzy porzucili w domach swe parasole i pozostaje wam już tylko robić kolaże z nieudanych zdjęć i karierę na Instagramie.
Tekst :
Ania Rzyczniak
Zdjęcia :
Alessandro G. Tolomei
Daniel Antropik
Marta Baszkiewicz
Kasia Wachnik
Klaudia Stolarz
Julia Pietrzak