Nigdy nie wydawało mi się, że mogę lubić Fragonarda. Oczywistym wydawało mi się, że obraz „“Huśtawka” jest oczywisty – jest typowym przedstawieniem ludzkiego świata schyłku baroku tzw. rokoka. Co skłoniło mnie do ponownego spojrzenia na to dzieło? Potrzeba. Potrzeba odnalezienia prawdziwego obrazu, który przedstawia coś nieprawdziwego – sztucznego, teatralnego, zakamuflowanego. Jakiejś maskarady człowieka z prawdziwymi emocjami, prawdziwymi żądzami, stresami i cierpieniami. Skupiona na wyłaniającej się przede mną potrzebie-zadaniu trafiłam na termin „kamp”.
(Jean-Honoré Fragonard – „Huśtawka”)
Kamp to estetyka, konwencja stylistyczna, przypisująca pewnym rzeczom wartość dlatego, że są w złym guście, lub z powodu ich wymowy ironicznej. Poza tym kamp jest afirmacją wieloznaczności, czyli tym, czego ostatnio szukam. Świadome połączenie sprzecznych idei, stylów, wartości, nakładanie na siebie kalek, kontekstów wydaje się być ciekawą zabawą. A może czymś więcej?
Żeby stworzyć coś kampowego potrzeba prawdziwego entuzjazmu, energii twórczej, zaangażowania i fantazji. Tylko dzięki temu kamp przestaje być kiczem. Idąc tym tropem rozpoczęłam poszukiwania współczesnego kampowego obrazu, ale natrafiając na prace Davida Lachapelle’a nie byłam usatysfakcjonowana. Myślę, że nie udało mu się stworzyć obrazów/obiektów wychodzących poza kicz. Już prędzej jego nauczyciel – Andy Warhol – był w tym dobry. Trochę mnie to zasmuciło, bo nie szukałam tylko pop artu albo queer i wtedy jakimś dziwnym trafem przed oczyma wyobraźni ujrzałam lecący pantofelek na obrazie Fragonarda. Ten obraz jest prawdziwie kampowy. Jest prawdziwy i kiczowaty, śmieszny i smutny, obleśny i zachwycający. I to jest super.
Kamp jest psychotyczny: wywołuje poczucie lęku, trwogi, przerażenia, uczestniczy w rozkoszy (być może zakazanej), z której wyzuty został „„normalny” świat. Kamp to dowcip, a dowcip wg psychoanalitycznej teorii Freuda jest odzyskaniem utraconej radości, daniem sobie na nią prawa. Błazny posługują się dowcipem i mają prawo mówić „prosto z mostu” – mówić prawdę „prosto w oczy”. Patrząc prosto, ale jednocześnie głęboko, w głębie „Huśtawki” można dojrzeć smutną prawdę o człowieku – swoisty narcyzm, samotność albo wesołą prawdę o człowieku – potrzebę i prawo do miłości. To chyba delikatne podejście do powagi, nie odrzuca poważnego podejścia do obrazu, nie odrzuca poważnego odbiorcy tylko zachęca do nowego spojrzenia i przyjęcia innego punktu widzenia.
Okazuje się, że lubię rokoko i sentymentalizm. Chyba za kult naturalnego stylu życia. Trochę idealizuję naturę, naturalne jedzenie, zioła, życie w zgodzie z naturą. Pojawiają się w mojej głowie marzenia o życiu na wsi i wypasaniu kóz. Z uśmiechem, przez okno pociągu oglądam pasące się krowy na polskim zadupiu. Tak mi się to sielsko kojarzy. Co ciekawe słowo „kamp” można wywodzić od łacińskiego „campus”, oznaczającego „pole, gospodarstwo, wieś”, sugerując tym samym związek ze stereotypowym zachowaniem przypisywanym ludom wiejskim, zatem „prowincjonalnym”. Heh, a ja jestem z Torunia. Chyba jestem prowincjuszką, która szybciej mówi niż myśli. Przynajmniej jestem spontaniczna. Spontaniczna, jak ta kobietka bujająca się na huśtawce i rzucająca, żywiołowo, ale delikatnie, pantoflem.
tekst: Natalia Ledzianowska
[to nie koniec: #POPATRZ video –> „Huśtawka nastrojów”]