O fotografii, zwyczajności i porządnych ludziach

Rozmowa z Michałem Leśniowskim, liderem Centrum Festiwalowego podczas Miesiąca Fotografii w Krakowie.

2

Spotykamy się w Kawiarni „Wesoła” na ul. Rakowickiej 17. Najpierw sesja zdjęciowa, a później zaczynamy rozmowę. W tym momencie przychodzi do nas Olga Burymenko – przyjaciółka Michała – która towarzyszy nam podczas wywiadu.

 

Czym jest dla Ciebie fotografia?

Jakie ciężkie pytanie! Życiem. Trochę jakąś formą bezkompromisowości, bo jednak żeby cokolwiek stworzyć, musisz się tym w pełni zająć, musisz prowadzić takie życie, które Ci na to pozwala. Musisz mieć, przede wszystkim, o czym mówić, prowadzić jakieś ciekawe, bogate życie. Dzięki temu pojawią się pewne doświadczenia, które będziesz mógł przełożyć na to trudniejsze medium, jakim jest fotografia czy jakakolwiek inna forma wypowiedzi, jak chociażby rysunek czy grafika. Dla mnie fotografia, proces robienia zdjęć, sam moment ich robienia i obcowania z drugą osobą czy z samym sobą jest po prostu życiem. To też jest często jakaś forma ćwiczenia z patrzenia, skupienia czy świadomości przestrzeni.

 

Skoro tak ją postrzegasz, to opowiedz, jak to było z Twoim zainteresowaniem fotografią?

Ze względu na to, że pracowałem jako projektant, to sztuki wizualne oraz estetyka były zawsze dla mnie bardzo ważne. Spotykałem się też z wieloma fotografami. Wśród nich był np. Paweł Igielski. Poza tym zawsze mnie to medium fascynowało. Nie miałem jednak nigdy śmiałości, żeby w nie wejść. Odkładałem to na później aż w końcu poznałem moją byłą dziewczynę, która robiła dużo bardzo ciekawych zdjęć. Zacząłem od niej pożyczać aparat i tak się zaczęło. No i tak już potem zostało. To również zasługa Olgi, dzięki której po wstręcie, jaki odczuwałem, znacznie bardziej świadomie wróciłem do fotografii. Zawsze rozumiała bez słów, co i dlaczego chciałem zrobić. W każdym momencie mogłem liczyć na jej wsparcie. Fotografia też często jest fajnym narzędziem poznawczym, posiada działanie terapeutyczne. Pozwala zrozumieć siebie, drugiego człowieka. Obiektyw Cię dystansuje, pozwala spojrzeć na ludzi inaczej, a i oni też inaczej na Ciebie patrzą. Czasami pojawia się blokada, czasami wręcz przeciwnie – ludzie się otwierają. Cenię sobie wcześniejsze zbudowanie kontaktu, które – jeśli można sobie na to pozwolić – potrafi trwać tygodniami. Wtedy można swobodnie obserwować, nie musisz jakoś specjalnie kreować, wystarczy że zgodzisz się na to jaki ktoś jest. Z tego też powodu starannie wybieram osoby które fotografuje — bo to można powiedzieć często już po jednym spojrzeniu, czy będzie dobrze. Zupełnie jak z zakochaniem.

 

W tym kontekście porozmawiajmy o Twojej wystawie Jak Wam się nie spodoba, nie szkodzi. To tylko całe moje życie, której wernisaż odbył się 1 czerwca w Pierwszym Lokalu na Stolarskiej po lewej stronie, idąc od Małego Rynku.

To jest moja debiutancka, taka bezpretensjonalna wystawa, zbiór prac, które wykonywałem od momentu, kiedy wróciłem rok temu do Krakowa aż do dzisiaj. Często mają one charakter mocno osobisty, intymny. Wojciech Nowicki, kurator niedawnej wystawy w Bunkrze Sztuki (Rownolegle KRK/NUE), przedstawił artystów skupiających się na tym co prywatne, a nie na tym co uznawane za powszechnie ważne. Ja do tej pory mniej lub bardziej świadomie wychodziłem z tego samego założenia, dlatego też stwierdziłem, że to może być nie tylko próba podsumowania, ale i świetna okazja żeby się po prostu spotkać. Bo na to nigdy nie ma czasu. Chyba właśnie to jest dla mnie najcenniejsze zarówno w fotografii jak i w tej wystawie. Wystawa jest organizowana w ramach Fringe’a. Została zainicjowana przez Olgę Godek, która zaproponowała mi jej stworzenie. Jej celem jest także zadanie sobie pytania, czym jest fotografia. Myślę, że wszyscy, którzy mają kontakt z tym obecnie bardzo liberalnym medium, sobie je zadają.

 

Z tego też powodu zadałam je na początku naszej rozmowy.

Tak, ale na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Przynajmniej ja jej nie mam. Do fotografii cały czas się dojrzewa, inaczej na nią patrzy. Tak samo jest w przypadku, kiedy zmienia Ci się spojrzenie na estetykę. Cały czas ewoluuje. Myślę, że fotografia czasami musi boleć. Zresztą, fotografia często boli zarówno fotografującego jak i osobę fotografowaną. Nawet ostatnio rozmawialiśmy o tym z Jeremiaszem Filipem, który też angażuje się przy Miesiącu Fotografii. Jeremiasz ma bardzo ciekawe przeżycia związane z faktem, że reportaż boli — fizycznie (śmiech).

4

Skoro nawiązałeś do Miesiąca Fotografii, to powiedz, w jakich okolicznościach się o nim dowiedziałeś?

Tak jak napisałem w zgłoszeniu – w głębi serduszka zawsze wiedziałem, że Miesiąc Fotografii to jest dobra inicjatywa. Festiwal jest już z nami tyle lat, tyle lat obecny w Krakowie i tyle ciekawych rzeczy się przy nim działo, że ciężko było gdzieś go pominąć. Ja już nawet nie pamiętam, w jaki sposób się o nim dowiedziałem. Zawsze wiedziałem, że jest on wartościową inicjatywą. W tym roku wróciłem do Krakowa, dlatego postanowiłem się zaangażować. Chciałem w jakiś sposób w tym uczestniczyć, żeby poznać ciekawych ludzi oraz żeby się czegoś nauczyć.

 

Dlaczego zatem Twój wybór padł na Centrum Festiwalowe?

Nie wiem, to była sytuacja losowa. Spotykaliśmy się kiedyś z Olgą Godek, aby omówić wydarzenia w ramach Fringe’a, gdyż Olga wraz z Anią Sroką organizują tegoroczną edycję. Porozmawialiśmy, poznaliśmy się trochę lepiej. Pewnego dnia Olga do mnie zadzwoniła i po prostu zaproponowała mi Centrum Festiwalowe. No i tak zostało. Myślę, że jest to całkiem sympatyczne miejsce. Przede wszystkim są tam książki, które uwielbiam – można wydać na nie majątek! (śmiech). Fundacja często posiada bardzo fajne egzemplarze, jak np. Czułość, której bym pewnie nigdzie nie znalazł, a tutaj na nią trafiłem. Zresztą są w niej bardzo ciekawe zdjęcia. Ponadto do Centrum przychodzą ludzie, którzy często potrzebują jakiejś porady odnośnie wystaw. Ty z kolei możesz pośpieszyć im z pomocą, przekazać swój entuzjazm. Jest to też fajna okazja do poznania wartościowych osób.

 

Asia Rudzińska, która razem z Tobą jest liderką Centrum Festiwalowego, powiedziała o Tobie: „Michał zaangażował się praktycznie od razu, od samego wejścia był na ‘tak’, pełen energii i różnych pomysłów. Chciał się sprawdzić, więc stwierdziliśmy, że go bierzemy”.

Myślę, że dziewczyny mają mnie już dość, bo ostatnio byłem ciężki. Byłem strasznie zmęczony i miewałem humory. Mama mi powiedziała kiedyś, że jedyne, co potrafię, to robić dobre wrażenie (śmiech). Uważam, że to się sprawdza. Ja się z nią trochę zgadzam, więc może stąd to wynikło. Zawsze lepiej jest mówić w życiu „tak” niż „nie”. Nigdy nie wiesz, gdzie Cię to zaprowadzi – czasami może niekoniecznie tam, gdzie chcesz, ale zawsze możesz się cofnąć. Inaczej stoisz w miejscu. Więc czemu nie mówić „tak”? Tak jest ciekawiej.

 

Podziel się w takim razie Twoimi wrażeniami „na gorąco” z Festiwalu, Waszej współpracy w ramach Centrum Festiwalowego.

Podziwiam zaangażowanie tych wszystkich ludzi. Wielu naszych wolontariuszy uczestniczyło w aranżacji Centrum. Poświęcali swój czas, pomagali, a naprawdę było tam sporo pracy. Niektórzy siedzieli na Rakowickiej często dłużej niż ja. Podoba mi się również to, że ludzie posiadają do tego świadome podejście. Nie zachowują się tak, jakby znaleźli się tu z przypadku, ale mają zapał, chcą skorzystać z tej wartościowej inicjatywy.

 

Byłeś już na jakiejś wystawie w ramach Festiwalu?

Wszystkim się tłumaczę, że nigdzie jeszcze nie byłem. Nie miałem czasu. Chyba zacznę od swojej, tak egotycznie (śmiech). Tak jak mówiłem, w Centrum Festiwalowym było sporo pracy i niejako przy okazji widziałem fragment wystawy o tańcu, ale nie przyjrzałem się jej dokładniej. Zanim zaczął się Miesiąc byłem jednak na wystawie Susan Lipper. Naprawdę mnie urzekła. To są kwadraty, negatywy, przełom lat 80. i 90. Duże wydruki średniego formatu to jest mistrzostwo świata. Plastyka tego obrazu i w ogóle wrażliwość jej patrzenia jest niesamowita. Co ciekawe, te zdjęcia były aranżowane, ale wyszły bardzo naturalnie. Jest tam taki jeden kadr, który ukazuje kobietę w szlafroku. Jest on trochę krzywy – z jednej strony niedoskonały, ale z drugiej widać w nim, że robiło go wprawne oko, że był w tym określony cel. Taka fotografia – pokazująca naturalność, codzienność, zwykłe życie – mnie urzeka.

 

Jaką wystawę planujesz jeszcze odwiedzić?

Masz może harmonogram Miesiąca? (śmiech) Chciałbym zobaczyć jeszcze ShowOff, bo byłem na wernisażu, ale działy się tam wtedy inne rzeczy. Chciałbym zobaczyć, co tam jest ciekawego i spróbować to zrozumieć swoim małym rozumkiem. Szczególnie że ShowOff jest zawsze taki egzotyczny. Hmm, co my jeszcze mamy ciekawego? Podpowiedz mi.

 

Chociażby w Bunkrze Sztuki jest wystawa Wojna, jaką widzimy, czyli w jaki sposób jest ona postrzegana przez kobiety.

Właśnie! Do Bunkra Sztuki bardzo chętnie bym poszedł. Wcześniej była tam wystawa kuratorowana przez Wojciecha Nowickiego. To nie jest wprawdzie wystawa Miesiącowa, ale pojawił się tam bardzo ciekawy wątek niemieckich młodych artystów, którzy w fotografiach skupili się na sobie, na swoim życiu, zwyczajności. Były tam też takie brudne, czarno–białe fotografie, zrobione gdzieś w nocy, bodajże przez Michaela Ackermana. Sprawiały wrażenie uchwyconych w miejscach, w których nikt nie chce być, do których ludzie na co dzień nie trafiają. Bardzo mi się to podobało. A wracając do Wojny, to kwestia feminizmu, emancypacji kobiet, która jest w Polsce bardzo widoczna, to jest super sprawa. Dlatego wojna widziana ich oczami musi być interesująca. Wszystko widziane oczami kobiet jest ciekawe.

1

Z tego, co wiem, to Twoją pasją jest fotografia analogowa.

Nie przepadam za słowem „pasja”. Niemniej, fotografuję tylko analogowo, nie uprawiam w ogóle fotografii cyfrowej. To znaczy uprawiam, ale to jest robienie zdjęć telefonem. Sprzęt nie ma jednak znaczenia. Często ważniejsze jest to, co widzisz i zawsze znajdziesz coś pod ręką, co pozwoli Ci to uchwycić. Chyba, że robisz coś konkretnego i potrzebujesz szybszego aparatu, bo masz np. dynamiczną scenę do uchwycenia. Negatyw z kolei często daje ładne, plastyczne kolory oraz zupełnie inny obraz, zwłaszcza od średniego formatu wzwyż. Wszystko zależy od rodzaju pracy, od tego co chcesz zrobić. Poza tym ja strasznie nie lubię już siedzieć przed komputerem. Dużo przy nim pracowałem i wolę pomieszać koreksem i uzyskać namacalne efekty. Choć komputery też są super.

 

W końcu studiowałeś Human Computer Interaction.

Tak, Elektroniczne Przetwarzanie Informacji na UJ. Studiowałem to dość krótko, ponieważ miałem już na tym polu pewne doświadczenie. Stosunkowo wcześnie zacząłem bowiem pracę w zawodzie i byłem tym chyba trochę zmęczony. Czułem się wypalony, chciałem poszukać czegoś innego. W pewnym momencie stwierdziłem, że studiowanie na tym kierunku nie ma większego sensu. Uznałem, że trzeba iść dalej.

 

W takim razie jaki masz pomysł na siebie?

Cały czas go realizuję. Codziennie trzeba coś robić. Jarosław Borszewicz pisał, że „trzeba coś robić między pierwszą a drugą datą. Pierwszą już znam”. Każdego dnia trzeba zajmować się czymś ciekawym i to jest ten mój pomysł. Jeśli masz jakiś zarys tego, gdzie chcesz być, co chcesz robić, kogo chcesz spotkać, jesteś wyczulony na zauważanie tego. To samo odnosi się do fotografii. Jeżeli wiesz, czego szukasz, posiadasz jakąś wrażliwość, świadomość siebie, to nagle to się staje. To gdzieś tam jest – jedyne, co trzeba zrobić, to to zauważyć.

 

A którego z fotografów cenisz najbardziej?

Olga (Burymenko – przyp. red.) robi piękne zdjęcia – bardzo podoba mi się jej swoboda; ma fajną wrażliwość na kolor, formę i panujące trendy. Jeśli jest naiwna, to w pełni świadomie. A odnośnie innych artystów, to cały czas mi się to zmienia. Odkąd zacząłem robić zdjęcia, to cały czas się uczę, mam większą świadomość, zmienia mi się też estetyka. Cenię wszystkich, którzy robią dobre rzeczy, a naprawdę jest ich strasznie dużo. Na przykład Mateusz Hajman – jego naturalność i to, co zrobił z nagością jest super. Z kolei Michał Szlaga robi świetne portrety ludzi związanych ze stocznią gdańską. W innym swoim cyklu Polska zgromadził materiał, który zbierał przez 15 lat. Władysław Strzemiński, który swoje doświadczenia wojenne przetwarzał na działania plastyczne. Albo Kuba Dąbrowski, który fotografował swoją dziewczynę w kompletnie zwyczajnych sytuacjach. Podobne emocje wzbudzają we mnie fotografie Stanisława Bonieckiego. Patrząc na te zdjęcia po prostu widzisz, że oni te dziewczyny bardzo kochają. Zwyczajność kadru, sytuacji potęguje to wrażenie. Widziałem też ostatnio piękne zdjęcie zrobione przez męża byłej modelki, Julity Olszewskiej. Przedstawia w czerni i bieli ją oraz ich dziecko w wannie. Na tej fotografii również widać miłość, to jest piękne. Niedawno zachwyciła mnie też Aleksandra Szajnecka kuratorskim doborem zdjęć ze swojego albumu rodzinnego. Odnalazłem w nich jakąś wizję swoich wyobrażeń na temat pięknego życia.

Obecnie jestem na etapie organizowania dwóch spotkań z bardzo ciekawymi fotografami w naszej przestrzeni studio (studiostudio.cc) – Arkiem Zbiżkiem i Robertem Cieślikiem. Są to dojrzali ludzie posiadający za sobą cenne doświadczenia życiowe. Arek potrafi niesamowicie opowiadać o fotografii, o świadomości patrzenia. Robert natomiast reprezentuje wyśmienity poziom wiedzy technicznej.

3

Widać, że całym sobą żyjesz fotografią. Masz jakiś ulubiony rodzaj zdjęcia, który robisz najchętniej?

Najbardziej lubię, gdy wyjdzie mi niepozowany kadr, który oddaje relację z drugą osobą i zostaje zrobiony w różnych miejscach i sytuacjach. Zaczynamy ze sobą żyć w pewien sposób, spotykać się, podróżować. Pojechałem niedawno do Łodzi z taką dziewczyną, której miałem robić zdjęcia. Zaprosiła nas koleżanka i zrobiłem tam takie jedno zdjęcie, które po prostu oddaje wszystko. Jeśli ona odniosła takie samo wrażenie, to ja jestem szczęśliwy. Obecnie fascynuje mnie zwyczajność, naturalność, nonszalancja, a wszystko bez presji na sprzęt czy na jakość kadru. Tam, gdzie są emocje, gdzie jest ta naturalność i prawdziwość, gdzie są relacje międzyludzkie, tam jest najlepiej. Właśnie to zrobiła Ola Szajnecka – ona pokazała relacje między ludźmi na przykładzie swojej rodziny. Widać, że tam kryje się jakaś tajemnica, prawda, piękno. Jej zdjęcia są często nieładne, zniszczone, niedoskonałe, gdzieś pokrzywione, ale to jest super.

 

Masz jakieś inne zainteresowania oprócz fotografii? Czy może wypełnia ona cały Twój świat?

Alkohol (śmiech). Życie jest w ogóle fajne. Dobrze jest robić coś pozytywnego, spotykać się z wartościowymi ludźmi, pić dobrą kawkę… To wszystko sprowadza się znowu do fotografii, bo ona jest tym punktem wyjścia chociażby do tych spotkań. Relacje międzyludzkie to jest ciężki temat, ale generalnie wszystko sprowadza się do fotografii. Interesują mnie również sztuki wizualne, projektowanie, estetyka, dobra typografia. Ciekawi mnie sztuka, cały czas próbuję ją zrozumieć.

 

Jakbyś miał być troszkę bardziej samokrytyczny, to jakie trzy słowa wybrałbyś, żeby opisać samego siebie?

Nie potrafię (śmiech). Leniwy… (po dłuższej chwili) Rozkapryszony i… (po dłuższej chwili) Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem strasznie przyzwyczajony do luksusu czy też komfortu życia. Lekkomyślny może czasami.

 

Spodziewałam się jakichś bardziej pozytywnych.

Lubię te rzeczy, wiesz? W gruncie rzeczy to jest może moja wada, ale ja je lubię. Czasami są bardzo problematyczne, czasami można przez nie nie spać, ale myślę, że to jest fajne. Nie chciałbym tego zmienić. Także jestem bez wad, jestem czysty jak łza (śmiech).

 

Powracając na koniec do Miesiąca Fotografii. Impreza urodzinowa wprawdzie już się odbyła, co nie zmienia faktu, że nadal świętujemy jubileusz Festiwalu. Czego chciałbyś mu więc życzyć z tej okazji?

Najważniejszej rzeczy w życiu, a więc samych dobrych ludzi – w Fundacji, wśród wolontariuszy. Ogólnie, samych dobrych serduszek. Myślę, że to jest najważniejsze. Tego można życzyć każdemu.

 

Podziękowania dla Kawiarni „Wesoła” oraz dla Krzysztofa za pyszną kawę oraz udostępnienie przestrzeni do sesji fotograficznej.

tekst: Katarzyna Paw

zdjęcia: Olga Kozicka

Dodaj komentarz