Kiedy coś się zaczyna, musi się też skończyć!

 

Festiwal dobiegł końca! Każdy z nas o tym wie i zdaje sobie z tego sprawę. Miesiąc ciężkiej pracy minął bardzo szybko. Mój króciutki artykulik będzie trochę osobisty, więc mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło!

Wzięcie udziału w takim przedsięwzięciu jak „Festiwal Miesiąca Fotografii w Krakowie” było dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Cieszę się, że mogłam tu być wolontariuszem i choć trochę pomagać, bo wiem, że pracy było naprawdę sporo. Ciepło wspominam wszystkie chwile. Pamiętam pyszne naleśniki od Justyny, kiedy siedziałam w Fundacji Sztuk Wizualnych, trud i upał jakie towarzyszyły mi w pierwszej misji kolportażu, pisanie mojej pierwszej wrażeniówki na bloga i kiedy okazało się, że jest to pierwszy tekst, który pojawi się w tej edycji na stronie. Przyznam, że pogodzenie studiów, sesji, innego wolontariatu i wolomfk’u było dość trudne, ale dzięki temu pamiętam każde spotkanie organizacyjne na jakim byłam: przemiłe dziewczyny z sekcji oprowadzania czy tłum ludzi jaki był na spotkaniu sekcji mediów. To, że pierwszy raz brałam udział w takim wydarzeniu pozostawiło ślad, na który miło spoglądam. Nauczyłam się organizacji i poznałam wielu nowych ludzi.

Uwielbiam to, że wszystkich łączy wspólna pasja. Każdy z nas robiąc małe kroki we własnej sekcji, do której się zgłosił, pomaga w tworzeniu czegoś wielkiego. Wierzę w to, ponieważ widzę, jak dzięki wielkim wysiłkom są wspaniałe efekty naszej wspólnej pracy. Podczas mojej wizyty w Fundacji poznałam pewnego Pana. Nie wiem niestety jak się nazywa, ale rozmawialiśmy zarówno o fotografii jak i sztuce czy historii. Nie spodziewałam się, że moje miejsce zamieszkania skrywa tyle tajemnic, o których nie miałam pojęcia. Teraz wiem skąd pomysł na „taki” pomnik na Placu Bohaterów Getta, teraz wiem, że pomnik w obozie Płaszów i wieżę łagiewnicką projektował ten sam człowiek, teraz wiem, że za dawnych czasów nawet najgorsze grzechy były wybaczone człowiekowi przez kapłana.

Niesamowite, prawda? A to tylko jedna z wielu zalet. Jestem pewna, że nie tylko mnie intrygowały niektóre wystawy. W zdjęciach jakie się tam pojawiały trzeba było samemu odnaleźć tegoroczne hasło „popatrz”. Uroczyste otwarcie festiwalu, show off, wspólne spotkania. To były wydarzenia, które ciężko opisać słowami, ale jeżeli chcecie mogę spróbować. Więc…..hmm….opisałabym to może tak: poczujcie się, jakbyście jedli ulubiony deser, który powoli rozpływa się w ustach. Jecie go jednocześnie pływając na dmuchanym kole i unosząc się na środku czystego oceanu. Przyjemnie, prawda? Jednak w momentach kulminacyjnych wydarzeń ty nagle zapadasz się w tą cieplutką wodę i lecisz w dół, ale możesz swobodnie oddychać. Szokujące, ale podoba się. Pragnie się tam zostać. Możecie się teraz śmiać hahaha, ale dokładnie tak się czułam. Przyjemnie i spokojnie, ale w momentach kulminacyjnych zawsze było coś co mnie zaskakiwało. Było to oczywiście pozytywne zaskoczenie i nie chciało się wracać. Najlepiej było wymieniać swoje poglądy z innymi uczestnikami wystaw. Nie sądziłam, że ludzie mają czasami tak pokręcone myśli haha. Wielkie dzięki Kamila, że mnie namówiłaś na tak fantastyczną przygodę!

Wielkie gratulacje dla wszystkich organizatorów. Wykonaliście naprawdę porządną robotę i należą Wam się brawa! Gratki też dla wolontariuszy, bo też wszyscy mieliśmy w tym swój wkład. Tak podsumowując dziękuję wszystkim za starania i wiem, że nie ze wszystkimi było mi dane się spotkać, ale cieszę się, że Was poznałam chociaż w części. Mam nadzieję,

że zobaczymy się za rok! Do boju WOLOMFK!!!!

(Normalnie się popłakałam pisząc ten tekst. Ah ta moja wrażliwa strona).

 

tekst: Monika Sochacka

19055627_1450065735057258_1651027806682062038_o
(zdj. Filip Bochno)

Dodaj komentarz